Zdrobnienia

 Są słowa, które nie mają zdrobnień. Potęga, ogrom, burza. Nie ma przecież małej potężki. Nie można mieć ogromiku. Nikt by się nie bał burzuni.

Od wielkości nie ma zdrobnień. Wielkość jest. Niewzruszona. Niezjednana. Niepojęta.

A ja czasem mam wrażenie, że jestem zdrobnieniem samej siebie. Że oglądam się sobie przez szkło pomniejszające. Paulinka Pralinka. Trochę umie, trochę nadrobi. Wybiórczo wielka, doraźnie maleńka.

Zdrobniale umiem o sobie długo. Rozmieniać na drobne. Mościć się moździerzu własnych rąk. Wciskać ctrl i -, widząc coraz mniejsze litery, coraz większą skalę świata.

I czasami marzy mi się, żeby nie było ode mnie zdrobnień. Żeby zamknąć siebie w słowie bez pomniejszeń. Nie małą literą, ani nawet maciupcią. Wielką literą, jak wielką wagą, określić siebie.

A z drugiej strony, przecież jestem jak hasło podpowiedziane przez sztuczną, ale jednak inteligencję. W tym wypadku ocena: silna. Bo przecież we mnie się w kółko plącze min 8 liter, w tym przynajmniej jedna wielka. Znaki specjalne, a i pewnie jakaś cyfra gdzieś się tam zapodziała. Trudno to spamiętać, trudno podyktować, trudno zrozumieć. Ot. Bajaderka myśli i znaczeń.

I nawet tutaj umiem. Bajadereczka. Bajaderunia. Z tą bajeczną tylko trochę mniej.

Ale to, że jeszcze nie odkryłam słowa na siebie, nie znaczy, że nie próbuję. Bo od czasu do czasu zdarza mi się stanąć przy futrynie, narysować linię i pomyśleć, no no, ktoś tu wyrasta, jak słoma z butów. Chociaż ona chyba tylko wystaje.

Zdarza mi się docenić, zamiast tylko ocenić. Zdarza mi się przecież odbić w czyimś spojrzeniu i dostrzec Katarzynę, a nie czekoladową katarzynkę. A potem przychodzi ona. Wątpliwość. I znów szeptem smyra po uchu, zastanawiając się jak to możliwe.

Zostawiam tu na pamiątkę, jak zawsze, siebie z dziś. Okruszka, który może kiedyś stanie się mniej kruchy, a bardziej O!


Komentarze

Popularne posty