Introligatornka

Porzucam bycie stolarką. Wymagałoby to umiejętności stworzenia czegoś pięknego z danego mi kawałka. A ja chyba niekoniecznie potrafię robić piękne rzeczy. Gdyby przyszło mi podpalić pracownię i patrzeć jak wszystko niszczeje, pewnie mogłabym liczyć na szóstkę z uśmiechem.

Teraz knuję wizję bycia introligatorką. Oprawiania starych książek. Klejenia stron. Załatania starych historii w nową okładkę.

Problem pojawiłby się, gdyby trzeba było zamknąć książkę i odłożyć ją na półkę. A mnie przecież kusi, przeczytanie jeszcze raz kilku najlepszych zdań. Zakreślenia ołówkiem cytatów. Martwieniem się, czy książka nie spadnie. Czy poradzi sobie na półce. Biblioteka jest przecież dla introwertyków. Czy chcę tam zamknąć moją historię?

Idąc za moim ulubionym słownikiem, historia «opowieść o jakimś zdarzeniu». Z definicji nic prostszego. Z wyglądu przecież drobnostka. 

A tak mnie boli i przygniata, że ledwo oddycham. Że tonę sama w sobie, bez hamulców, bez koła ratunkowego, bez słońca na horyzoncie.

I jest mi źle. Tak rozpaczliwie, że tylko Prometeusz może pojąć jak to jest codziennie być rozrywanym na nowo. On miał chyba gorzej. Cierpiał, bo podarował coś komuś. Ja cierpię, bo komuś wszystko odebrałam.

RIP wątróbko

Komentarze

Popularne posty